czwartek, 17 lutego 2011

Był Sobie Dawca (Never Let Me Go / Nie Opuszczaj Mnie)





Uczymy się nowych słówek
Przy okazji pisania o tym filmie, nauczyliśmy się nowego słówka po angielsku: dystopia. Po naszemu - antyutopia. Tak bowiem określana jest wizja świata w "Never Let Me
Go", który wszedł na ekrany brytyjskich kin dwa tygodnie temu (w Polsce na początku marca).

Crops Of Kidneys
Film zaczyna się trochę dezorientująco. Oto młoda dziewczyna ogląda swojego rówieśnika na stole operacyjnym, po kilku napisach o medycznym przełomie, który zwiększył długość życia ludzi do stu lat. Jeszcze w tym momencie nie załapaliśmy, że historia będzie się działa w "alternatywnym" świecie (myśleliśmy, że to jakiś medyczny dramat), gdzie wybrane dzieci będą "hodowane" w zamkniętych "szkołach", by później oddać swoje organy bardziej użytecznym członkom społeczeństwa. My poznajemy losy trzech z nich.

Trójkąt miłosny
Na ekranie zobaczymy Keirę Knightley (chyba przedstawiać nie musimy), Andrew Garfielda (znany chociażby  z "The Social Network", gdzie zagrał wyrolowanego wspólnika Zuckerberga), ale główna rola i wszelkie możliwe fanfary, należą się Carey Mulligan (znana z "An Education" i jako córka Michaela Douglasa w "Wall Street: Money Never Sleeps"). Ich losy i sercowe komplikacje poznajemy na przestrzeni trzech faz ich życia - jako dzieci, nastolatkowie i końcowej - jako młodzi dawcy czekający na chirurgiczny nóż. Bo w gruncie rzeczy jest to historia o miłości między Tommym i Kathy (Garfield i Mulligan), która mimo nieludzkiego procesu w którym uczestniczą, jest ich jedyną ludzka rzeczą jaką zdołali zachować.

Przeznaczenie
Obojętność głównych bohaterów na ich nieuchronny los przeraża. Nie próbują walczyć, uciekać czy w jakikolwiek inny sposób przeciwstawić się bycia hodowlaną trzodą. Ich jedynym czynem jest ubieganie się o "odroczenie" na kilka lat operacji, uzasadnione emocjonalnym związkiem z drugim dawcą (co okazuje się zwykłą plotką), lecz i to zrobione jest wg protokołu.

Zarezerwujcie sobie czas po 4 marca
Seans jest intensywny. Ładne zdjęcia, dobra gra aktorów, świetna reżyseria (Mark Romanek) powodują, że na wasze barki zrzucony zostanie dość pokaźny emocjonalny ciężar. I co najwazniejsze - film jest bardzo równy (tak samo ciekawy gdy oglądamy dzieci na placu zabaw jak gdy bohaterowie umierają na operacyjnym stole). Z czystym sumieniem możemy napisać, że jest to smutne, ale świetne kino.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz