czwartek, 10 lutego 2011

Smaczny Weir (The Way Back / Niepokonani)









Idą i idą
Prawie przez cały film.  Powiecie – rewelacja, mogę już wyjść? Mamy jednak zachodni obraz o bolesnym kawałku polskiej historii, w którym to Polak jest głównym bohaterem. W dodatku za scenariusz i reżyserię (opartych na książce Sławomira Rawicza - a tutaj dwa linki o historii książki i kontrowersjach z nią zwiazanych - wiele osób zarzuca Rawiczowi wymyslenie historii: jeden, drugi po angielsku)) wziął się nie kto inny jak Peter Weir. Wystarczy, byśmy usiedli w kinie zainteresowani. 

W pigułce
Janusz (grany przez całkiem niezłego Jima Sturgessa) wraz z grupka więźniów ucieka z syberyjskiego gułagu. Oprócz niego wśród zbiegów jest jeszcze Amerykanin (Ed Harris), Rosjanin (Colin Ferrell) oraz kilku Polaków (w trakcie dołączy jeszcze jedna osoba – też Polka). Ich pierwotnym celem jest przedostanie się do  Mongolii, ale ponieważ została opanowana przez stalinowski reżim, bohaterowie idą dalej. I dalej. I dalej. Aż dotrą do Indii. W sumie przejdą około 6500 kilometrów.

Sprawa polska
Ich wyprawa – jest bliska naszej naiwnej polskości, pragnieniu wolności i heroicznych czynów w trudnych sytuacjach (tak dobrze nie ma gdy przychodzą zwykłe szare dni, ale cóż...). Osobiście nie przeszkadzało nam kaleczenie wymowy polskich słów przez aktorów (a całkiem sporo kwestii jest mówionych w naszym języku). Z chęcią zato skaleczylibyśmy idiotę, który zatwierdził tytuł „Niepokonani”. Nie potrzeba temu obrazowi pompy i bufonady, które za sobą niesie to słowo.

Całkiem nieźle
Podobali nam się aktorzy. Ed Harris jest już klasą sam dla siebie, nic złego nie możemy powiedzieć o aktorach grających Polaków, ale najbardziej polubiliśmy Colina Farrella, jako radzieckiego rzezimieszka (szkoda, że odłącza się od grupy w połowie filmu). Czujemy też obecność silnej osobowości Weira za kamerą.

Pewne niuanse
Musimy jeszcze was uprzedzić, że film ma parę zgrzytów i uproszczeń w scenariuszu, zwłaszcza jeśli chodzi o budowanie postaci. Ale nie psują ogólnego wrażenia. 

Brudny
Film nie ukrywa wiele przed widzami. Mamy w nim ropiejące rany, wypadające zęby, szkorbut, smród i brzydotę. Chociaż czasami ciężko patrzyło się na ekran. to nie mieliśmy odruchów wymiotnych. Zawsze gdzieś w tym wszystkim najważniejsze było człowieczeństwo. (Jesli mielibyśmy zgadywać - zasługa w tym Weira).

Wycieczka przez Azję
Krajobrazy są cudowne – od szarości Syberii, przez piekło pustyni Gobi, aż po monumentalne Himalaje – niektóre fragmenty oglądało się z zapartym tchem (np. gdy dochodzą do Wielkiego Muru).

Końcówka
Ciekawi jesteśmy jak spodoba wam się sam koniec. Nie chcemy zdradzać (za bardzo polubiliśmy ten film), ale ostatnie 30 sekund jest płytkie i bez sensu. Ale mimo tego jesteśmy jak najbardziej na tak.


PS. W polskich kinach od 8 kwietnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz